DWIE DZIEWCZYNY Z ALBANIĄ W TLE

Drukuj
Poznań, 09 lutego 2014 r.





Szanowni Państwo,

Edyta i Ewelina, studentki pierwszych lat bałkanistyki w Poznaniu, poznają Albanię w nieszablonowy sposób. W zamieszczanych na stronie Towarzystwa opowiadankach, oswajają poprzez delikatną ironię, ale także przez ściśnięte gardło to, co dla nich nowe na styku dwóch kultur.  Zmierzyć się z Innością jest im pozornie łatwiej, ponieważ ojciec jednej z nich jest Albańczykiem. W rzeczywistości jest im trudniej, ponieważ E. poznała ojca całkiem niedawno, niełatwo więc powstrzymać emocje.

Opowiadania te, choć proste w formie, skłaniają do wielu refleksji, także i do tej: czy możliwe jest wspólne bycie osób z różnych kręgów kulturowych, a jeśli tak, to jake są tego koszty? Na te pytania nie ma jednoznacznych odpowiedzi i nie znajdziemy ich u EE. Będzie natomiast ich poszukiwanie. Zapraszamy serdecznie do czytania. Ciąg dalszy nastąpi.




Ewelina Niemoth, Edyta Trebinja


1. LOTNISKO

Samochody wloką się jeden za drugim. Siedzę zgaszona na tylnym siedzeniu  forda. Docierają do mnie urywki zdań rozmowy Tomka, który robi za kierowcę,  z moją mamą.

-Ale wyrwałem wczoraj czarnulę, pani Zosiu. Normalnie cudo.

-To jak ma ona na imię?-  dopytuje się mama.

-Nooo, pani Zosiu, ja mówię o bmw.

"Czy on naprawdę przyjedzie."- zaczynam się bać.

 


"Czy  go poznam? Na  pewno  go rozpoznam,  przecież to mój ojciec. Widziałam setki jego zdjęć. Z pewnością niewiele  się zmienił. Ciekawe, jak zareaguje? Co powie?"- w głowie kłębią mi się tysiące pytań, na które odpowiedzi uzyskam dopiero za  trzy godziny.

Moje rozmyślania przerywa nagłe hamowanie. Zatrzymujemy się. Rozglądam się wokoło, zastanawiając się, co się dzieje.  Pięknie. Kilometrowy korek.

"Przecież dzisiaj jest koncert Madonny. Akurat w taki dzień. Teraz  na pewno nie zdążymy."

 Wbiegamy do terminala A. Nie ma go! Spóźniliśmy się.

"A jeżeli on nie przyleciał?"- ta myśl mnie dobija.

"Oszukał mnie." -zrezygnowana siadam na krzesełku.

-Co ci jest? - pyta Tomek.

-Zabiję go, zabiję go, zabiję go...

Tępo wpatruję się w podłogę. Krew zaczyna mi szybciej płynąć, a serce wali jak młot.

-Inny terminal – głos mamy wyrywa mnie z tego odrętwienia.

Zrywam się i zobojętniała kieruję się do terminalu B.

Wchodzę.  Przy wejściu  stoi mężczyzna. Mierzy mnie wzrokiem, po czym zaczyna szukać czegoś w walizce.

"To nie on. Za niski, za gruby,  do tego łysy"- przeprowadzam szybką analizę  i mijam go. Przedzieram się przez tłum ludzi czujnie szukając dalej.

-"Boże! Jak ja go tu znajdę?"

 -"Mama? Teraz? Czego ona teraz chce? Ja szukam ojca."-odwracam się słysząc  jej stłumiony głos.

Z daleka w tłumie widzę ją. Podchodzi  do tego łysego i grubego mężczyzny.

"To na pewno pomyłka. To nie może być on! Na pewno mama zaraz przeprosi go i odejdzie."

   Jednak nie. Witają się. Zszokowana ruszam w ich stronę.

Stoimy naprzeciw siebie. Bez słowa przyglądamy się sobie. Mam pustkę w głowie. Widzę jego twarz,  szeroko otwarte usta. Minęło około dwudziestu minut, a zdawałoby się, że stoimy tak całą wieczność.

-Jak się czujesz?- pierwszy  raz słyszę jego głos.

Emocję wzięły górę  i nie jestem w stanie  wydusić  z siebie żadnego słowa.


2.

JAJKO

Jest 9.00, piękny sierpniowy poranek. W powietrzu unosi się zapach świeżo skoszonego zboża. Za oknem, na łące, pasą się kozy. W tej błogiej letniej sielance rozmyślam o naszym pierwszym śniadaniu, w rodzinnym gronie.  Ta myśl wywołuje szeroki uśmiech na mojej twarzy. Podekscytowana nadchodzącą chwilą spoglądam na siebie w lusterko. I co widzę? Piżama w niebieskie słoniki, rozczochrane włosy, nieumalowana, w różowych bambochach. W pośpiechu lecę do szafy i zdecydowanym ruchem łapię za letnią,  czerwoną sukienkę. Szybko się ogarniam i biegnę do kuchni. Kiedy schodzę po schodach  ogarnia mnie niepokój. Serce podchodzi mi do gardła. Słyszę kłótnię rodziców.  "No pięknie"- myślę w duchu. "Odwiedziny po latach, pierwsze wspólne śniadanie, a oni już się kłócą. Mogliby dać spokój. Ciekawe o co poszło?"

Uśmiech znika z mojej twarzy, kiedy docieram do kuchni. Przekraczając próg czuję na sobie wzrok ojca, a mama jak gdyby nigdy nic robi herbatę.

-Obierz mi jajko-słyszę zza stołu.

Stoję jak wryta.

-Obierz mi jajko-powtórzył głośniej i wyraźniej.

"Czy ja dobrze zrozumiałam? On chce, żebym mu obrała jajko? Chyba na tyle dobrze znam niemiecki, że rozumem takie proste zdanie. A może nie? Szkoda, że nie znam albańskiego. Może gdybym go umiała, sytuacja  byłaby prostsza. No trudno. Może ojciec mnie kiedyś nauczy."

Zdezorientowana, w milczeniu spoglądam na mamę. Widząc jej kompletny brak zainteresowania, domyślam się, o  co się pokłócili.

"Czyli jednak dobrze zrozumiałam po niemiecku".

Coraz większe zniecierpliwienie ojca utwierdza mnie w tym przekonaniu.

-NIE!! – krzyczę.

-Co??-wybałusza oczy

-Nie umiesz obrać jajka? Jesteś moją córką.

-Jesteśmy w Polsce, a nie w Albanii -wtrąca w końcu mama, stawiając dzbanek z herbatą na stole.

W napiętej atmosferze  zaczynamy jeść śniadanie. Przegryzam pierwsze kęsy kanapki. Jednak coś nie daje mi spokoju. Spoglądam na ojca.  Nie wierzę własnym oczom! Dla albańskiego biznesmena jeżdżącego mercedesem i wyciskającego 200 kg na siłowni problemem jest 60-gramowe jajeczko. Pierwszy raz widzę, jak pięćdziesięcioletni  mężczyzna obiera jajko jak trzylatek.

 A myślałam, że nic mnie już  nie zdziwi....

 

 

 3.

RÓŻE     

Z tyłu domu łąka z zieloną, bujną trawą, falującą na wietrze,  a od frontu ogród pełen  pięknych kwiatów. Zapach róż  przenika całą okolicę. Są mamy oczkiem w głowie. Budzą podziw w każdym przechodniu, a mama nie pozwala się nikomu do nich zbliżyć. Tylko ona wie, jak je pielęgnować.

W domu zegar wybija właśnie godzinę dwunastą. Razem z mamą zaczynamy szykować obiad. Koniec już tradycyjnego polskiego jedzenia, przygotowywanego na życzenie ojca. Dzisiaj będzie pizza!
Mama przesiewa mąkę, ja zaczynam siekać cebulę. Naszym czynnościom bacznie przygląda się ojciec.

- Źle! Ja ci pokażę, jak się kroi – komentuje.

Nawet się nie zorientowałam, kiedy on już trzyma nóż w ręku i zręcznie nim manipuluje.

- Tak się sieka, byłem kucharzem we włoskiej restauracji, więc wiem.

Cebula jest już przygotowana, wobec tego biorę się za kiełbasę i znów słyszę:

-Cooooo? Pizza z kiełbasą? Do pizzy daje się szynkę…

Zrezygnowana zerkam na mamę błagalnym wzrokiem: „Mamo, ja chcę naszą pizzę, zrób coś!” , brak mi odwagi, aby wypowiedzieć te słowa na głos.

- Usiądź, odpręż się. Jesteś gościem, my wszystko przygotujemy, na pewno będzie ci smakować – zwraca się do niego mama.

Ojciec daje się udobruchać, ale do czasu….

Po wyrośnięciu  ciasta mama zaczyna je formować.

- To nie będzie pizza, tylko chleb – wybucha  śmiechem  ojciec.  – We włoskiej restauracji się tak nie robi – dodaje.

- Przypominam ci, że nie jesteśmy we włoskiej restauracji – nic nie moe wzprowadyi mamz y rwnowagi.

- Ja nie będę tego jadł! – rzuca ojciec.

 
Marudzi dopóty, dopóki pizza nie pojawia się na stole, a jej zapach zdążył roznieść się na cały dom. Po chwili nie ma już po niej śladu. Ojciec pałaszował, aż mu się uszy trzęsły. 

„Tak zarzekał się, że nie będzie jadł, a zmiótł prawie całą. Dobrze, że zdążyłam złapać kawałek” pomyślałam.

Po obiedzie odkurzam w pokoju, mama zmywa naczynia, a ojciec gdzieś przepadł. Po chwili słyszę brzęk tłuczonego  szkła w kuchni. Rzucam wszystko i biegnę. Mama upuściła talerz z wrażenia.  W drzwiach stoi ojciec z dwoma bukietami róż. Jeden jest dla mnie.  Jestem w szoku : „Co mu się stało, róże? I do tego przeprosił za swoje komentarze, wow! Nie poznaję go, ale to miłe”.

Po chwili podnoszę wzrok i widzę minę mamy.

To były jej ukochane róże…


 

 

 


 

 

DMC Firewall is developed by Dean Marshall Consultancy Ltd